Prowadzący prosi, by podzielić się na grupy i nikt nie jest zachwycony. Znowu trzeba dyskutować, albo coś prezentować, zamiast po prostu spokojnie słuchać. Burza mózgów, jakieś scenki do odegrania, albo kolejne case study. Coś okropnego! O ile fajniejsze są zwykłe wykłady…
– Znakomity wykład może sprawić, że studenci czują, jakby się naprawdę dużo nauczyli. I mogą wystawić bardzo wysokie oceny z zajęć świetnego wykładowcy, opierając się na tym poczuciu, nawet jeśli w rzeczywistości nie nauczyli się zbyt wiele – mówi Louis Deslauriers z Uniwersytetu Harvarda. Jego zdaniem to wyjaśnia, dlaczego studenckie oceny z zajęć są kompletnie nieskorelowane z rzeczywistą jakością kształcenia.
Od bardzo wielu już lat wiadomo (tzn. są mocne dowody), że metody kształcenia, które aktywizują uczniów i studentów na zajęciach (tzw. active learning) są lepsze niż zwykłe wykłady. Jest do zbadane na różnych grupach wiekowych i wnioski są jednoznaczne: aktywność uczniów na zajęciach zwiększa efektywność nauczania.
Wyniki badań przeprowadzonych na prestiżowym amerykańskim Uniwersytecie Harvarda i opublikowane 4 września w równie prestiżowym PNAS (Proceedings of the National Academy of Sciences) sugerują, że najwyższa pora, by uczniowie i studenci byli świadomi, kiedy uczą się wydajnie, a kiedy zajęcia to po prostu efektowne show.
Deslauriers jest autorem ważnej pracy opublikowanej w Science w 2011 roku, w której dowiedziono że wykłady ustępują efektywnością aktywizującym formom nauczania. Jest jednak świadomy, że wykłady mogą być wygodniejsze – dla prowadzących i studentów.
– Uczenie się to ciężka praca – przyznaje. – Wysiłek wkładany przez ucznia w aktywność na zajęciach może być źle zinterpretowany jako objawy kiepskiej jakości zajęć. A z drugiej strony, wykładowca-supergwiazdor może wyjaśniać wszystko w taki sposób, że studentom wydaje się, że nauczyli się więcej, niż się faktycznie nauczyli.
Żeby zbadać ten problem, zespół Deslauriersa zaprojektował eksperyment przeprowadzony – jakżeby inaczej – na studentach. Pod lupę poszli uczestnicy zajęć z fizyki. Przez 11 tygodni zajęcia były prowadzone standardowo. Następnie część studentów została losowo przydzielona do grupy, w której używano technik active learning. Druga grupa uczestniczyła w tym czasie w zwykłym wykładzie. W kolejnym tygodniu grupy zamieniły się miejscami. Studenci wypełniali ankiety, w których oceniali prowadzących i testy oceniające wiedzę wyniesioną z zajęć.
Wrażenia studentów na temat tego, ile się nauczyli były odwrotnie skorelowane z wynikami testu wiedzy. Wykład podobał się bardziej, ale zostawił im w głowach mniej.
– Gdy pierwszy raz przestawiłem się na nauczanie z zastosowaniem metod aktywizujących, niektórzy studenci opierali się przed tą zmianą – wspomina prof. Christopher Stubbs, fizyk i dziekan Wydziału Nauki na Uniwersytecie Harvarda.
To jeszcze nie oznacza, że studenci nie lubią zajęć, które zmuszają ich do aktywności. Na Harvardzie takie właśnie zajęcia (wykłady połączone z ich własną aktywnością) zaczęły uzyskiwać lepsze oceny od uczestników. Studenci przekonali się do tych metod, gdy tylko na własnej skórze odczuli rezultaty efektywniejszego kształcenia. Część prowadzących – w tym współautorzy badania – wyjaśniają swoim studentom wprost, że z samych wykładów wynieśliby mniej.
I to właśnie opłaca się chyba robić, żeby uczniowie i studenci nie żyli w przekonaniu, że najwydajniej uczą się, chodząc na fajne wykłady.
– Ta praca obala iluzję uczenia się na wykładach – zachwyca się prof. Eric Mazur, fizyk z Uniwersytetu Harvarda i jeden z pionierów active learning. – Zalecam każdemu doświadczonemu wykładowcy lekturę tego artykułu.
My też zalecamy:
Louis Deslauriers, Logan S. McCarty, Kelly Miller, Kristina Callaghan, and Greg Kestin, PNAS first published September 4, 2019